Trochę dzisiaj szukaliśmy pracy. Trochę zwiedzaliśmy na zmianę miasto. Ale generalnie głównie leżelismy na badziewnej plazy (jejku, straszna ona jest, beton i kilka, dosłownie kilka centymetrów kwadratowych piasku...) i gapiąc sie na pływające statki gadalismy w naszym ojczystym języku. Wieczorem usłyszała to jakas babka, która przechodziła obok. No i sie zaczęło... Chcemy rozbijać namiot a tu sie nie da. Pani Alina ma siostrzeńca, który też jeździ na stopa, jak my. Musimy pojechać do niej, ma domek na działce, tam możemy spać. To jedzimey :)