Wczoraj zabrał nas Markus. Markus jest członkiem kościoła chrystusowego. Znowu wieczorem nasi Bogowie imprezowali i w przypływie dobrego humoru nam pomogli. Kolacje jedlismy u znajomych Markusa a potem daliśmy sie mu wywieźć do lasu nad jezioro, gdzie jego tata ma domek letniskowy. Super miejsce. Rano przyjechał po nas Markus i zaproponował, żebyśmy do kościoła sie z nim udali. Boroń był na nie, ja tak z grzeczności nie odmówiła. No więc pojechalismy. Półtorej godziny słuchalismy nabożewa po fińsku. Znalazła się nawet jakaś dobra dusza, która postanowiła mi je tłumaczyc na angielski. Boroń juz po 15 minutach chciał mnie zabić ale trza było wysiedzieć. I jak się juz skończyło i jak Markus się zapytał, czy mamy jeszce troszke czasu, żeby zostać, chyba tylko to, że juz dorosli jesteśmy i czasmi umiemy się zachować, spowodowało, ze nie ucieklismy gdzie pieprz rośnie i sie tylko usmiechneliśmy. No ale nasze dobre wychowanie zostało nam wynagrodzone, bo okazało się, że Markus nas chciał zaprosić na małą wyżerkę. No i teraz juz za miastem łapiemy stopa obżarci ciastem jak dzikie świnki